slow inspiracje z kina

  Pojawiło się właśnie wiele ciekawych premier kinowych. Jak wielu kinomanów lubię czerpać inspiracje i natchnienia z dobrych filmów. Bywają dla nas czasem zaskakujące i odkrywcze, choć oczywiście często prowadzą do znanych prawd i wniosków. Dotyczy to również sfery slow i relacji rodzinnych. Podzielę się kilkoma refleksjami po sylwestrowym maratonie filmowym, na którym bawiliśmy się rodzinnie w warszawskim kinie Muranów.

  „Paterson” w reżyserii Jima Jarmuscha opowiada poetycką historię kierowcy autobusu, który ‚w międzyczasie’ po prostu pisze wiersze. Prosty, rutynowy styl życia głównego bohatera, jego żony i psa cudownie przenikają się z drobnymi niespodziankami, uśmiechniętymi drobnostkami, niby oczekiwanymi, ale czasami zaskakującymi. Wszystko osnute jest poezją i przeplatane delikatnymi, zatrzymanymi w kadrach obserwacjami z życia miasta widzianego oczami kierowcy i poety: cienie na murach starej zajezdni, rozmowy pasażerów, ulice miasteczka, fotel psa, zamyślenia przy wodospadzie, kolorowe, słodkie babeczki, spacery z psem, poranne wersy wierszy pisane na kierownicy. Film odnajduje i pokazuje ulotne piękno w codzienności, czyniąc je poezją życia. Ten obraz to niczym pochwała codzienności i szukania w niej lirycznego uroku. Niespieszne tępo nie nudzi, ale wycisza i uspokaja…

  Nieco innym w charakterze i dynamice jest film „Toni Erdmann” w reż. Maren Ade. Obserwujemy wydarzenia związane z próbą ponownego nawiązania bliższych relacji ojca z dorosłą córką. Tłem wydarzeń są oprócz epizodów z życia rodzinnego, codzienne zawodowe, korporacyjne życie córki. Ojciec w niekonwencjonalny, aktorski i humorystyczny sposób dołącza się do jej zawodowych i prywatnych zawirowań. Charakterystyczny niemiecki humor w połączeniu z szalonymi pomysłami ojca i śmiertelnie poważną córką daje zaskakujące rozwiązania, ocierające się momentami o granice absurdu. Film dotyka wielu warstw relacji zawodowych, przyjacielski i rodzinnych, obnażając często ich bolączki i braki. Nie boi się pokazać krępujących chwil zawieszonej rozmowy, lub przeciągnąć sceny, które wydawało się, że już wybrzmiały…  Z tych wydarzeń wyłania się pomału odpowiedź na pytanie, które zadają bohaterowie. Co właściwie jest szczęściem w naszym życiu? Okazuje się, że nic nie daje tak szczęścia, jak radosne i świadome przeżywanie wspólnej relacji. Szkoda, że uświadamiamy to sobie tak późno.

  Zupełnie inną historią poszukiwania sposobu na życie pokazuje film „American Honey” reżyserki Andrei Arnold. Grupa bezdomnych nastolatków podróżuje po miastach i bezdrożach Ameryki, próbując zarobić na lepsze życie. Patologiczne środowiska rodzinne i własne problemy tworzą z tej grupy niesamowity koktajl wybuchowy. Balansują na cienkiej granicy między objazdowym zarobieniem pieniędzy a kradzieżami, oszustwami i prostytucją. Okazuje się jednak, że pragnienie normalności, resztki zachowanych wartości, szalona miłość i determinacja mogą nawet w tak niekorzystnych warunkach dawać nadzieję na pozytywną zmianę. Cygańskie życie bohaterów pokazane jest poprzez  niesamowite zdjęcia – ujęcia kamery kręcone z ręki, podążające za bohaterami w różnych sytuacjach życiowych. Przebijają tu często plamy światła oraz wdzierają się elementy przyrody. Film, mimo że trudny tematycznie, daje widzom i bohaterom nadzieję na normalność i spełnienie marzeń.

Wielu ciekawych refleksji na nowy rok…

Ten wpis został opublikowany w kategorii W rytmie slow i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *